Opowiadanie jest oparte niestety na faktach, bardzo smutne, lecz prawdziwe. Autorką, a raczej narratorem jestem ja.
Smutna historia, ale prawdziwa. A wiecie co tylko się w niej nie zgadza? Niestety tylko imiona są pozmieniane. A wiecie co jest jeszcze gorsze? To wszystko spotkało mojego brata, dlatego też w niektórych momentach mówię w swoim imieniu.
Opowiem Wam historię opartą na prawdziwych wydarzeniach. Żyła sobie rodzina: Maria jej mąż Mirek, oraz syn Alan. Maria była wzorową studentką i obroniła pracę licencjacką na piątkę, Mirek zaś pracował na budowie, a Alan uczęszczał do przedszkola, a dokładniej do pięciolatków, gdyż był to wrzesień. Dwoje ludzi jak każde młode małżeństwo postanowiło troszeczkę poszaleć, pobyć sam na sam. Pewnego dnia Mirek wcześniej wrócił z pracy niż zwykle, więc szybko się wykapał, nie zdążył nawet zjeść przygotowanej zupy, leżącej na stole. Zabrał żonę i pojechali ze znajomymi do baru. Syna zostawili z babcią (matką Marii), która niedawno wróciła z Włoch i mieszkała z nimi.
Kiedy byli w barze trochę wypili. Hmm trochę to powierzchowne określenie. Coś im strzeliło do głowy i było im mało imprez. Maria wraz z Mirkiem, pijani doszczętnie, siedli do samochodu. Kierowała Maria, a Mirek spał na tylnich siedzeniach. Jechali na zilion. Niestety nie dojechali. W połowie drogi, na zakręcie samochód zboczył z trasy i uderzył najpierw w jedno drzewo, a później w drugie. Mirek kiedy się ocknął wyrwał kluczyki ze stacyjki i wyrzucił je w las po to, aby samochód się nie zapalił. Następnie szybko zaczął szukać żony, która wypadła, pod wpływem silnego uderzenia i braku zapiętych pasów, z auta. Znalazł ją. Ona jeszcze żyła. Zadzwonił po karetkę. W międzyczasie udzielał jej pomocy, ale było już za późno. Czuła nadchodzącą śmierć. Wypowiedziała mu następujące słowa: Mirek kocham Cię bardzo, ponad swoje życie, zaopiekuj się Alankiem. Opiekuj się nim, nie zapominaj nigdy, ze masz wspaniałego pięcioletniego synka i odeszła do krainy wiecznej szczęśliwości. On klęcząc przy niej niesamowicie szlochał.Pomoc medyczna przyjechała. Zabrali ją do szpitala. Mirek jechał z żoną i miał jeszcze ostatni promyk nadziei, że ją odratują. Była godzina 23:34, zadzwonił do swojej mamy, z którą się nie odzywał od jakichś 3 miesięcy. Ona odebrała telefon i mówi:
-Halo, kto mówi?
-Mamo to ja, Mirek.
Ona po jego głosie wyczuła, iż coś jest nie tak, więc zapytała z przerażonym glosem:
-Synku co tak późno dzwonisz?
-Mamo mieliśmy wypadek. Maria prawdopodobnie nie żyje i się rozłączył.
Matce, aż dech w piersiach zaparło. Ekspresowo obudziła wszystkich śpiących domowników i przedstawiła całą sytuację. Każdy z nas miał czarne myśli.
Matka oddzwoniła do syna. Odebrał. Zadała mu pytanie krzycząc:
-Mirek, ale gdzie wy jesteście?! on jej odpowiedział:
-Jadę z Marią karetką. Jedziemy do szpitala w Janowie Lubelskim. Wypadek mieliśmy w Kluczkowicach.
Matka szybko się ubrała poprosiła drugiego syna Karola, aby ją tam zawiózł. Było strasznie ciemno. Droga była zablokowana. Mnóstwo policji i psów policyjnych. Nie mogli przejechać. Policja skierowała ich na inną trasę. Długo błądzili, ale później dojechali na miejsce, lecz i tak musieli po przesłuchaniu wracać do domu. Kiedy wrócili zajechali po drodze do matki Marii, gdzie spał Alanek. Przedstawili jej całą sytuację mówiąc:
-Heleno, Twoja córka Maria nie żyje- powiedziała drżącym głosem matka Mirka- Genowefa
-Ale, ale...Jak to?!
W drodze na dyskotekę mieli wypadek i zginęła
Boże, czemu mi wszystko zabierasz?! Czemu zabierasz mi już drugą córkę? Jednej Ci mało? Już w takich samych okolicznościach zabrałeś mi młodszą pociechę Katarzynę. Czemu mi zabierasz cały mój świat?- pytała Boga szlochając i nie uzyskując żadnej odpowiedzi.
Genowefa przerwała chwile smutku i rzekła:
Jutro zabierzemy do siebie Alanka, bo tak kazał Mirek i ruszyła w stronę auta. Pojechała z synem do domu, gdzie panował smutek, lament i szlochanie.
Mirka w szpitalu opatrzyli. Miał białą koszulę, która zmieniła swój kolor na czerwony. Była cała zakrwawiona. Miał rece we krwi, kulał na jedną nogę i płakał, a raczej ryczał przeraźliwym głosem, pod wpływem szoku jak jakiś dziki zwierz. Później zgarnęła go policja w celu złożenia zeznań. Zadawali mu ciągle jedno i to samo pytanie, a mianowicie: Czy to Pan kierował?, a on odpowiadał cały czas to samo słowo: Nie. Zatrzymali go na 24h. Całą noc policjanci, nie słysząc takiej odpowiedzi, jakiej się spodziewali kopali Mirka i bili go pałką policyjną, a on mimo wszystko, mimo okrutnego bólu psychicznego jak i fizycznego nie odpowiedział im twierdząco. Bo on im mówił prawdę, a oni chcieli wymusić od niego kłamstwo. Najdłuższa noc w życiu Mirka dobiegła już końca, nadszedł ranek, minęło 24h i go wypuścili. Przed komisariatem stała jego matka, ciotka Mirka i brat. Zabrali go do domu. W drodze ciotka poczęstowała go papierosem, a przecież on już nie palił od roku, gdyż razem z Marią postanowili sobie, że przestaną. Po pierwszej zapalonej fajce, palił coraz więcej i więcej. Byli już w domu. Alanek, który przeczuwał, że jest coś nie tak też był już na miejscu. Pytał o mamę, a my nie wiedzieliśmy co mu odpowiedzieć. Najpierw mówiliśmy mu, iż gdzieś wyjechała, lecz później przed pogrzebem trzeba było mu wyznac całą prawdę, bo tak też kazała pani psycholog. Tylko jak powiedzieć tak okrutną wiadomość takiemu malutkiemu dziecku? Przecież dojrzały człowiek ledwo to znosi. Jak powiedzieć to jemu? Dziadek Alanka (ojciec Mirka) zebrał się na odwagę i wyznał wnukowi bolesną prawdę prosto w oczy, mówiąc: Alan Twoja mama nie żyje, a on zapytał płacząc To już nigdy nie będę miał mamy?. Dziadek wraz z ciocią Alana zaczęli mu tłumaczyć Alanku w życiu każdego człowieka jest naznaczona śmierć i nikt nie wie, kiedy go dopadnie. Twoją mamę Bóg potrzebował, bo mu pomagała w Niebie. Teraz będzie z Tobą, ale nie ciałem lecz duszą. Będzie siedzieć na obłoku i spoglądać na Ciebie.
Nadszedł dzień pogrzebu. Cała rodzina się zjechała. Każdy opłakiwał jej śmierć. Mirek tulił leżącą żonę w trumnie. Alanek narysował laurke dla mamy i włożył ją do jej białej trumny. Pożegnał się z nią. Przestraszył się, więc zabrałam go do samochodu. Nie dziwiłam się mu, bo sama się bałam. Wszyscy płakaliśmy. Ostatnie pożegnanie na cmentarzu. Ostatnie chwile. Alanek przez pierwsze miesiące miewał koszmary. Budził się w nocy i niesamowicie płakal, bał się czegoś. Bał sie, że straci też ojca w jakiś nieoczekiwany sposób, w nieoczekiwanym momencie tak, jak stracił ją. Mirek topił smutki w kieliszkach wódki i po pijanemu chciał iść do Marii. Sięgał za sznurek, za żyletkę, czy ostre narzędzia, bo już nie miał sensu swojego istnienia. Tłumaczyłam mu w tych chwilach, iż ma owoc miłości Marii, a mianowicie Alanka. Dużo z nim rozmawiałam i rozmawiam dalej, gdyż mam z nim najlepszy kontakt. Po tym wydarzeniu już nic nie jest tak jak dawniej. Wszystko uległo zmianie. Mirek po 3 latach jeszcze się nie pozbierał z tego i ciągle widzi te okrutne obrazy przed oczyma, natomiast Alanek czasem wspomina o mamie, ale to już rzadko. Niesamowite jak w krótkim czasie można stracić wszystko, całą swoją miłość do świata, do ludzi, wszystko co dla człowieka było najważniejsze...
Autorka :)