Jestem jeszcze, żyję sobie, marnuję czas, albo jakoś go wykorzystuję. Staram się, by było miło, ale może i to jest zgubne? Może powinnam poczytać swoje stare wpisy, kiedy każdy dzień był jakiś, kiedy doceniałam słońce za oknem lub piękny żółty liść na drzewie. I nie potrzebowałam kolejnej nowej rzeczy. Chociaż zapomniałam magii lumpeksów i ostatnio przyszłam z cudowną porcelaną i ciuchami vintage. Dni mijają jakoś, brakuje mi tej beztroski, braku martwienia się o każdy szczegół i analizowania wszystkiego. Ciągłe poczucie bycia niekochaną, zwłaszcza przez siebie sprawia, że jestem taka ciężka i zmęczona, przy wadze marzenie, a raczej niedowadze. Od wczoraj piszę strumień świadomości dla pani psycholog o tym, jak się czuję. To mój pomysł i nieprzedyskutowany, ale chociaż w końcu jej coś wyślę, bo obiecuję jej wysłać cokolwiek od jakichś 3 tygodni! Zobaczymy. Jestem tak leniwa, że chciałabym dostać tabletkę i żeby po niej było dobrze już na zawsze. Stukam w klawiaturę niezadbanymi paznokciami i mnie to dobija, ale pociesza fakt, że dzisiaj się umaluję dla poprawy samopoczucia. Miałam na urodziny kupić sobie kosmetyki z Anabelle, w ogóle chciałam taki wyjątkowy dzień, pójść na Lazarusa, zjeść coś pysznego, uśmiechnąć się, no ale nie wypada i nie można. Dużo robię. Odpalam świeczkę, piję zieloną pyszną liściastą herbatę, dbam o rośliny (89 w moim pokoju), cieszę się, że mogę pisać pracę o Kulcie albo Lao Che. Za pół godziny będzie seminarium licencjackie, na którym zostanie to omówione. Mam sporo pracy na głowie, ale wolę leżeć i patrzeć się w nie wiem co, milczeć, słuchać w kółko jednej piosenki, kłócić się itd Od paru dni po prostu potrzebuję przytulenia i pocałowania. Piszę przypisy do licencjatu nr 1 od kilku tygodni. Dobrze, że chociaż bieżące zadania robię. Ale to tylko dlatego, żeby nie być zauważoną na zajęciach online. Chociaż lubię się udzielać i pracę w grupach, jeśli chodzi o "rządzenie się" - to moja działka. To miłe, że jest dzisiaj bezchmurne niebo. Przejeżdżam dłonią po moich włosach po odżywce - są takie gładkie. Chciałabym być dla kogoś taka miła w dotyku jak teraz te włosy dla mnie. I dostać jakiś miły komplement, niebanalny. Poleżeć na klatce piersiowej, posłuchać ciężkiego brzmienia gitary, może napić się trochę wina. Czuję, że to takie odległe, bym czuła się szczęśliwa z takich powodów, a jednak bardzo bliskie i na wyciągnięcie ręki. Mam wrażenie, że tego mi brakuje, tego co mają moje w głowie wyidealizowane koleżanki, ale to nadejdzie. W sensie posiadanie czegoś swojego (nie mylić z dzieckiem) i bycie dla kogoś taka wowow. Chociaż na efekt wow trzeba sobie zapracować. Zaraz te zajęcia. Chcę na nie sobie przyszykować kanapki i je zjeść. Zapominam o nich, a dzisiaj na jedne tak śmiesznie zaspałam. Śnią mi się często szkodniki, które mogą zaatakować moje kwiaty - przędziorki, wełnowce, a dzisiaj ogromny pokój mojej koleżanki z Warszawy (ja nie mam takiej koleżanki), u której mogłam zanocować po zrobieniu tatuażu (jestem umówiona na wizytę ale nie wiadomo co z niej będzie) i miała dziwnego sąsiada, który chciał, żeby ona zdjęła pajęczyny z korytarza i myślałam, że zgubiłam plecak, ale na szczęście został u niej. Hm, takie pisanie do dobra terapia. Wczoraj kierowniczka z pracy zapomniała, że pracuję, a poza tym robią imprezę pracowniczą [(xD) nie idę na nią] :) Jednak jestem zła i przygnębiona. Słońce zachodzi za chmurę, wstaję od kompa, nie wiem z czym te kanapki, po co ta świeczka, po co cokolwiek.