Tak więc.
Wtorek!
Dzień rozpoczęty jakże zaiście pięknym szantażem mojej mamy!
7.33
-Mamooo....wiesz jak ja cię kocham...
-Czego znowu?
-Nie chce mi się na pierwszą lekcję iśc...
-Do Wrocławia też Ci się nie chce?
Już wiedziałem co to oznaczało, szybko zerwałem się do łazienki i czym przędzej wziąłem prysznic.
7.40.
Wyszedłem z łazienki z mokrymi włosami, matka niecierpliwie czekała w odpalonym samochodzie, ale Wojtuś nie pójdzie bez wyprasowania koszuli! Pierdolę to, zakładam samą koszulkę.
nie żeby coś, ale się jeszcze nie spakowałem. 7.47..japierdolę!
7.50, w samochodzie zakładając buty i kurtkę.
Wbiegłem nieogarnięty (jeszcze z mokrymi włosami) do szkoły, ledwo na dzwonek.
Ale kij, jestem na pierwszej lekcji.
Matma. Sprawdzian... no nic, może 4 będzie.
W trakcie sprawdzianu, przypomniałem sobie że wczoraj było zebranie. Mama będzie wniebowzięta.
reszta to takie pierdolenie o szopenie. uciekłem z Muzyki (hmm..w tym roku jeszcze mnie tam nie było ;D)
Dobra, kij.
Po szkole, Norma.
Miasto z Donczą
i złamałem swoje osobiste zakazy, mianowicie KURWA poszedłem do McDonald'a.
Ja pitole.
Chuj wziął ten cały Wrocław w Weekend.
Ojtam Ojtam
Dobra, chujce
SMARUJCIE DŻEMOREM!