Dotarli do domu Konika już dobrze pod wieczór. Wiotkie i szczupłe ciało Motyla uwypukliło się nieco z przodu po hedonistycznym pobycie na forsycji. Wypukłe już z natury ciało Żuka nie wykazało się innym kształtem, ale na jego szerokim, szczerym liczku wykwitły dwa czerwone rumieńce. Przyjaciele promieniowali wręcz zadowoleniem i szczęściem. Zapukali obaj gromko do drzwi Konika i nie czekając na zaproszenie wkroczyli do tego zaprzyjaźnionego domostwa, w którym od dawna byli stałymi gośćmi.
Konik siedział zamyślony w swoim fotelu, patrzył przez okienko gdzieś w dal. Nie zauważył nawet wejścia swoich przyjaciół i najwierniejszych fanów. Westchnął przejmująco.
-- Ech moja muzo, gdzie żeś ty... - wyszeptał smutno i tęsknie.
Żuk i Motyl popatrzyli po sobie.
Hello Koniku, jak ci minęła zima? - odezwał się Motyl zaniepokojony- wszystko dobrze?
-- Ech, nic nie jest dobrze. Tej wiosny muzyki nie będzie.
No to koniec- pomyślał Motyl- Łąka już nie będzie taka sama. Przemknęły mu przez głowę wspomnienia tych wiosennych i letnich wieczorów, gdy układał się do snu, najchętniej wśród pachnącej maciejki, patrzał w gwiazdy i słuchał muzyki Konika, który zawsze był zakochany a jego muzyka słodka, liryczna i romantyczna.
-- Koniku, ale co się stało? Czyś zdrów?
-- Ech nieważne, nieważne. Muzyki nie będzie. Moja kochana Lucionellla poznała jakiegoś młokosa i uciekła z nim, podobno na pole kukurydzy. Nie ma jej od wczoraj. To koniec.
Zapadła ciężka, długa cisza. Słychać było tylko głośną kolację u Korników.
-- Do tego wszystkiego to uciążliwe sąsiedztwo- łzawo jęknął Konik- kto miałby w takiej chwili głowę do muzyki?- zapytał retorycznie.
-- Może miałbyś ochotę na mały spacerek? Znamy z Żukiem bardzo miły krzak forsycji, niedaleko. Żółciutka, słodka, pachnąca, no palce lizać.
-- Nie jestem głodny, nie chcę też wąchać żadnych kwiatków, nie chcę oglądać gwiazd. Odtąd będę wyłącznie skakał, w ogóle nie będę się odzywał i będę udawał że nigdy nie znałem Lucionellli. No i raz na zawsze koniec z muzyką.
Bezgraniczny wręcz smutek ogarnął Konika i udzielił się Motylowi i Żukowi. Wszyscy zwiesili nos na kwintę. Głośna kolacja u Korników wydała się jeszcze głośniejsza. Wieczór dojrzewał i w domku Konika zaczęło szarzeć. Nikt nie myślał jednak o zapaleniu światła. Motyl i Żuk znów popatrzyli na siebie porozumiewawczo, ale żaden nie wiedział, jak pomóc przyjacielowi. Nagle genialna myśl rozbłysnęła w głowie Żuka.
-- Wiesz Koniku, ja tu niedaleczko mam bardzo dobą kulę, całkowicie gotową. Jakbyś chciał, to bym ci ją dał.
Konik nie odpowiedział. Znowu patrzył w dal i nic a nic się nie odzywał. To był już na prawdę ostatni dobry pomysł na poratowanie Konika. Trzeba będzie wrócić do siebie w poczuciu klęski, ach jak żal....
Wtem za drzwiami dały się słyszeć drobne kroczki, jakiejś lekkiej jak piórko damy. Otworzone z impetem drzwi odbiły się od ściany a w nich stanęła sama... Lucionellla!! Smukła i wiotka jak promyk słoneczny, do tego modnie zielona i cudownie wręcz pachnąca jakimś zagranicznym pyłkiem.
-- Ha! Co tak po ciemku siedzicie kochani?- spytała wyginając wdzięcznie rączkę.
Wszystkie oczy skierowane były na nią pytająco. Konik milczał. Jak zwykle pierwszy wyrwał się ten gaduła Motyl.
-- O! Moja droga, miło cię widzieć po tak długiej zimie, ale powiedz, gdzieś ty była?????
-- Ach! Tu i tam. Miałam ważne sprawy zagraniczne.
Lucionellla popatrzyła wyczekująco na Konika,a że ten nie wstał żeby ją przywitać, uniosła wysoko brwi i chrząknęła niezadowolona.
-- Ech, ktoś ma dzisiaj urodziny i pojechałam po specjalne, egzotyczne nuty dla niego z tej okazji. Takich jeszcze na naszej łące nie było. To będzie hit lata!
Motyl z Żukiem od razu zrozumieli, że chodzi o urodziny Konika, o których pamiętała jedynie ona, Lucionellla. Wesoły uśmiechy wypełzły na ich oblicza. Po chwili dotarło to również do samego Konika. Zerwał się ze swego fotela, w mgnieniu oka był już przy niej, ściskał jej rączkę, całował, a pomiędzy pocałunkami wykrzykiwał:
-- Wiedziałem, wiedziałem, cały czas wiedziałem, moja kochana, moja piękna, mam dla ciebie cudowny, całkiem nowy koncert, pod tytułem "Moja najukochańsza na Łące".
-- Siadajcie, proszę, zapalmy światła, przygotowałem specjalnie na dzisiaj kawałek jabłka, częstujcie się, jak się cieszę, że przyszliście...
-- Ciiiii- uciszyła go Lucionellla- my siadamy, a ty graj kochany.
Wszyscy zajęli miejsca w rogu pokoju, Konik stanął na środku i już miał grać, gdy ktoś zapukał do drzwi i nie zaczekawszy na przyzwolenie weszła Biedronka.
-- Dobry wieczór moi mili, cieszę się, że zdążyłam na koncert- uśmiechnęła się miło i zajęła wolne miejsce obok Żuka.
Konik poprawił swój instrument i już po chwili chatkę wypełniła słodka muzyka koncertu "Moja najukochańsza na Łące". Wszyscy w skupieniu i błogości słuchali a Żuk nachylił się do Biedronki i cichutko jej szepnął:
-- Wiesz, mam tu niedaleczko kulę, bardzo dobrą,całkowicie gotową. Jakbyś chciała, to bym Ci ją dał...