Chciałam napisać wiersz bez weny
natchnienie gdzieś uciekło
na krętej drodze w ciemności balu
porwane wirem w taniec ..tłoku gęstość
teraz jedynie zdanie po zdaniu
fraza...sentencja
ulega generalnemu wykasowaniu
literka...po kolejnej literce
jak łza zaklęta by spływać tak samo
po policzku robiąc mokre znamię
spada do swych bliźniaczek
by móc wrócić w toń ..kazanie
by otworzyć te same drzwi i zmusić mnie
do przewinięcia filmu zużytej juz taśmy
wyciskacza łez
chcąc osiągnąć podobny efekt
abstrakcja ...? nie
Utopiona kontemplacja
daleko..głęboko gdzieś na dnie
stara odbić się
hermetycznie zamykam oczy swe więc
jak i las zamyka swe nędzne labirynty
uciekam do wody która zabrała mi łzę
biegnąc po natychmiastowe odzyskanie
po odebranie natchnienia które zostało w gąszczu drzew
więc czemu mokra wysłuchuje melodii mew?
mórz tysiąca wylanych przez ludzi łez
nad błahostkami w porównaniu do jeziora
stworzonego silnymi argumentami..
wiecie co? to nie ma podstawy
jak szukanie czegoś w żywiole niebieskim
gdy wydzierżawiono na inną paletę odcieni
ale..i tak idę w las, sama
nie ma Ciebie obok mnie
nie ma nas...
Spadam jak ta łza lecz do morza tym razem
utopionych dzieł artystycznych wrażeń
nieudanych, pogrożono mi
o schematyczności tej twórczości
to kartka jest łzą.. bo
...chciałam napisać wiersz bez weny.