Tak wiele oddechów oddanych na marne, uleciało w w pustą przestrzeń, wtedy gdy nikt nie chciał ich przyjąć. Miliony pustych serc, odbijających się echem od ścian umysłu, wypełnionego nieziemską fantasmagorią, osobistym kosmosem. Deszcz, lekki i cichy, odbija się od okien, zamienia w krople spływające powoli swoim własnym torem, czeka aż uderzy o przeszkodę i ropłynie się na tysiące małych diamencików, delikatny, samotny i smutny deszcz, czeka na swój rozpad, nie świadomy chwili, zapomniał. Pragnę stać się deszczem, rozpadać się na części i łączyć w jedną całość, mam marzenie, o rekonstrukcji swojej duszy, za każdym razem, gdy napotka na przeszkodę i rozpadnie się na kawałki, pragnę zapomnienia. Wewnętrzna ulewa niszczy każdy nowo zbudowany fundament, pragnę zatracenia. Brak mieszkania i schronu sprawia, że człowiek moknie, przemaka nicością i obojętnością, zbudujmy dom. Nie dam Ci rozpłynąć się w tej mgle, postawiłeś fundament, to jeszcze nie koniec. Tworzymy coś własnego, nasz własny materiał, plan, wykonanie, zakończenie. Czuję jak oddycha nadzieja, bierze głęboki wdech, nabiera siły, daje szanse. Pozwól sobie się rozpaść, poskładać, odbudować, pozwól mi, oddychać. Być może się mylę, mogę się mylić, chce się pomylić, jak pomylona.