Wydawało jej się, że siedzi na emocjonalnej huśtawce. Pada śnieg, drzewa uginają się pod ciężarem zimna, ludzie przeżywają, wegetują, śmieją się, cieszą, płaczą i trwożą, a ona stoi w centrum tej życiowej egzystencji i huśta się... Skrajne emocje popychają ją do przodu i leci coraz wyżej, coraz mocniej, coraz bardziej bolą ją dłonie, strach ją odpycha, uśmiech przyciąga, traci grunt pod nogami, czego chce? mówi, że spokoju, ale czy jej wierzyć? Obawiam się, że jest zbyt wyczerpana i znudzona jednocześnie, pozwoliła by ten na drzewach śnieg był tak samo zimny jak jej dusza, która przestała dla niej znaczyć cokolwiek, może jedynie tyle, że jej resztka pozwalała przetrwać najzimniejsze sny, najboleśniejsze słowa i wyrzuty sumienia - dawała promień iskrzącej się nadziei, że zło, to nie dusza, a jedynie jej zazdrosne odbicie. A więc co postanowiła w ten zimowy wieczór? Zawalczy o swoją najceniejszą cząstkę, być może ustatkuje się emocjonalnie i nie pozwoli swojemu odbiciu zniszczyć tego, co zbudowała, przeremontuje swój pusty, czarny, zagubiony, egzystencjalny pokoik, na obrzeżu myśli, nie da się im zjeść, pochłonąć, wygrać obawom i dać się porwać przerażeniu, będącym tylko złudzeniem.