byleby przetrwać ten semestr...
przykro mi. ciągłe odmawianie sprawia, że chce mi się r z y g a ć. rzygam nadmiarem obowiązków, napięciem, stresem i tym wszystkim, co "NIE POZWALA SPAĆ MI SPOKOJNIE".
takie chwilowe kryzysy mnie łapią, ot co.
i wmawianie sobie, że to na nic też nie pomaga.
ale co ja mogę? mój wybór, mój ruch, moje ambicje :-) a więc daję z siebie 100% kosztem innych i brnę w to dalej z pełną świadomością możliwych konsekwencji (?) przez co z kolei nałogowo potrzebuję samotności. to ma sens.
james i jego pain w głosie pasują PERFEKCYJNIE do mojego nastroju
http://www.youtube.com/watch?v=VLTKbk2gB-I