

Piękni, młodzi, chudzi, niewyspani.
Kochanie mnie zasokczyło i byliśmy sobie w Warszawie.
I muszę go pochwalić
(bo podobno tylko się na niego żalę na fotoblożku... :D),
chociaż moje stópki umierały od przemierzonych kilometrów jeszcze przez dwa dni.
Było git!
A teraz żal mi tyłek ściska, gdy widzę dobytek mego życia spakowany w kilka kartonów i jedną przeogromniastą torbę, ale... NARESZCIE.