Opada kurtyna powieki
Mój wątły czas jest dość błahy,
żebym otrząsnęła się
z marnotrawnego słońca.
Kryształowa krew, zamknięta
w klatce tęsknoty,
przynosi tylko ocenzurowane autobiografie,
sprawdzone historie bez kształtu
czy nasycenia.
Opada kurtyna zmęczonej powieki;
narzuca się granica między
światłem a wiarą, jątrząca się niby łza
zadana obosiecznym słowem.
Ciężarna kropla obłaskawia
moje przypadkowe istnienie; szkarłat
przypomina smutek, który znałam
tak dobrze.
Cicho, cichutko - u rzęsy zawisła
ostatnia wola nocy.
Jeszcze głośniej: wymykam się życiu,
aby bliżej poznać śmierć.
Nie potrafię zrozumieć,
w jakim kierunku udał się samotnie
zeszłoroczny bezczas.
Podkradam Bogu Jego epitafium,
spisane po omacku, pośród śladów
ostatniego stróża.
Kiedy jeszcze kochałam się
w niecierpliwym zapachu Twojego ciała,
kiedy powracał we mnie wieczór,
zadany Tobą - nie mogłam kontynuować
czasu, lśnić jak północny nieboskłon.
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
15 LISTOPADA 2024
Wszystkie wpisy