Autobusy zapłakane deszczem wożą ludzi od siebie do siebie.
Nigdy się do Ciebie nie śpieszyłam, znałam kod do domofonu, drzwi były zawsze otwarte, a szpilki rozbierałam dopiero przy łóżku. Teraz żaden autobus nie zabiera mnie pod Twój blok. Czuję jak się kończę, a to miejsce nie jest odpowiednie. Nie jest Twoim podniebieniem, ani końcem języka. I ciągle mi ciężko wracać do miejsc, do fotografii, do słów, ktore kiedyś odkrywałam będąc obok, będąc w Tobie. Ciężko uciekać do czegokolwiek, a najtrudniej z jednych ramion w drugie. Zwłaszcza wtedy gdy jest się świadomym, że nigdzie nie będzie tak wygodnie jak u Ciebie.