Z soboty.
Całe życie mama, babcia, nauczyciele i wszyscy inni, którzy teoretycznie próbowali mnie wychowac na uczciwego obywatela, powtarzali, że nie wolno byc zimną, bezwzględną, egoistyczną suką.
Bo to nieładnie.
Bo nie ma się przyjaciół.
Bo nikt nie chce z tobą rozmawiac.
Bo w życiu trzeba byc miłym i uśmiechniętym.
Choc niezbyt się z nimi zgadzałam, to mimo wszystko próbowałam dopasowac się do stereotypu, nie bluzgac ludzi, kiedy tylko ich zobaczę, nie zrównywac z ziemią i powstrzymywac swój cięty język. Przez moment zdawało mi się nawet, że może ci wszyscy ludzie mieli rację i że to jest jakiś sposób na życie, choc wciąż nie mogłam się z tym pogodzic.
Oświadczam wszem i wobec, że to wszystko gówno prawda.
Będąc miłym i szukając przyjaciół... nie zyskamy nic. Wręcz przeciwnie. Stracimy wszystko, a przede wszystkim złudzenia, co akurat może byc całkiem przydatne. Przynajmniej przekonamy się o słuszności działań wręcz odwrotnych.
Nikt kto był miły i przejmował się innymi ludźmi nie doszedł nigdy do władzy (może z wyjątkiem Baracka Obamy, choc bóg jeden wie, jak to z nim jest naprawdę). A dlaczego? Bo doskonale zdawali sobie sprawę, że ludzie mają siebie nawzajem w dupie, chocby nie wiem jak dobrze udawali. Dlatego nie kryli się z tym, że chcą władzy, aby móc miec w dupie wszystkich innych, aby móc nimi pomiatac, pokazywac swoją przewagę i miec z tego dziką satysfakcję.
Fidel Castro eliminuje tych, którzy mu nie pasują. Władzę zdobył zamachem stanu. Zrobił to co chciał, zdobył to czego chciał. I dobrze na tym wyszedł. Jeśli nie on - zrobiłby to kto inny.
George Bush chciał miec ropę - najechał na Irak. Pod absurdalnym pretekstem, nie mającym wiele wspólnego z rzeczywistością. Zdobył to co chciał, nie licząc się z setkami zabitych żołnierzy i cywilów w trakcie trwającej już kilka lat wojnie. On miał tanią ropę i się cieszył, siedząc w wygodnym fotelu.
A kiedy Amerykanie stwierdzili, że Osama bin Laden nie jest im już potrzebny - dostali World Trade Center. Bynajmniej nie uważam tego, za coś zupełnie normalnego i w porządku - wręcz przeciwnie. Chodzi o przykład działania w myśl zasady "nikt nie będzie mną pomiatał, to JA mogę miec ludzi w dupie - nie oni mnie". Że działanie było... dośc radykalne, to już oddzielny temat.
Są ludzie, którymi się pomiata i którzy pomiatają. Wiem już, że ci którzy do pomiatania się nadają - powinni to robic. Bo ktoś musi. A ci, którymi się pomiata... No cóż. W przypadku standardowym - zwykli szarzy ludzie, żyjący trybem praca-dom. I chwała im za to. Gorsza jest grupa przydupasów, tych, którzy coś osiągnęli. Za wszelką cenę chcą znaleźc się chociaż w niewielkim blasku, bo im samym się w życiu nie udało. Za wszelką cenę - nawet jeśli mają z dnia na dzień zmienic swoje poglądy, działac na dwa fronty. Osobiście uważam, że powinno się ich wieszac.
Podsumowując - przepraszam mamo, przepraszam babciu, przepraszam nauczyciele. Dziś resetuję ustawienia. Bycie, jak pisałam na początku - zimną i bezwzględną, przynosi w życiu więcej korzyści.
Od dziś zajmuję się wieszaniem i zdobywaniem władzy nad światem.