o tak.
uwielbiałam, kiedy mnie dotykał w ten sposób.
tak delikatnie, jakbym była eksponatem.
tak czule, jakbym była najpiękniejszym kwiatem w grodzie.
z uśmiechem wartym milion dolarów.
wiedziałam, że było warto czekać tyle lat na kogoś takiego jak on.
moja sukienka opadła bezszelestnie na podłogę, a on karmił się widokiem mego nagiego ciała.
jego oczy błyszczały, zdawały się mówić "wspaniały skarb".
pochyliłam głowę i nieśmiało na niego spojrzałam spod rzęs.
to go zachęciło do dalszego działania.
jego ręce wiły się jak węże po moich biodrach, plecach, szyi.
wreszcie ujął moją twarz i pocałował mnie w czubek nosa.
"zaraz się tobą zajmę." - zabrzmiała kusząca obietnica.
zaczął ściagać ubranie i już po chwili stał nagi.
i gotowy.
och, mój boże, dlaczego ja tak uwielbiam seks?
podszedł do mnie a ja padłam na kolana.
"co ty właściwie...?" - nie zdążył skończyć zdania.
z jękiem rozkoszy odchylił głowę do tyłu i się zaśmiał.
"nienasycona..."