https://www.youtube.com/watch?v=xGJmObaqbmQ
Pamiętam te czasy, kiedy moje życie, było nieustającą imprezą. Z niecierpliwością odliczałam godziny, z których upływem coraz bardziej zbliżałam się do kolejnego "seansu" z przyjaciółmi. Bo tak kiedyś o nich myślałam - przyjaciele. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że "wyjebane na życie" to nie wszystko, a oni mnie w tym utwierdzali. Nie obwiniam ich, oczywiście, że nie. Nigdy nie czułam od nich presji robienia niczego, no ale jak to się mówi jeśli wpadłeś między wrony kracz jak onexd Zabawny tekst, ale prawdziwy. Ciekawie było mieszkać z ósemką kumpli. Picie, palenie, xbox, mecze, zamawianie chińszczyzny czy pizzy:D Dobrze się dogadywaliśmy, dbaliśmy o siebie.. Jednak żaden z nich nie zdołał choćby w minimalnym stopniu zauważyć tego, że bax jeszcze nie tak dawno palony dla zabawy, stał się dla mnie potrzebny jak tlen. Pff... a nawet bardziej -.-'' Nie znali mnie chyba na tyle długo, żeby się zorientować. Ale miałam kogoś kto przejrzał mnie na wylot, wystarczyła jedna rozmowa, jeden dzień spędzony razem. Ten upierdliwiec, który glanował moje podejście do życia. Nie zawiódł mnie wtedy, chociaż zrobił to później. Jednak nie zmienia to faktu, że to dzięki niemu nadal tu jestem. Nie powiem mu tego wprost, więc zrobie to tutaj...
Dziękuję ci B.