Ok, zaczynam po raz nie wiem który.
Po co? Aby się zmobilizować.
Do czego? A no do pracy...
Pracuję, studiuję, nie mam zbyt wiele czasu, a w domu czekają dwa psiaki. Jeden z nich jest mój, schroniskowy kundelek w typie parson russel teriera, drugi siostry- w typie ONka, ale ostatnio traktują ją jak mojego bo siostra sama twierdzi, że jednak nie ma cierpliwości na wychowywanie zwierzaka.
Każda z nich ma swoje problemy, które oczywiście zauważałam, ale niestety zapał mam słomiany aby coś pozmieniać. Stąd włąśnie pomysł na pisanie- choć pewnie i tak mało kto będzie to czytał, to brak wpisów będzie oznaczał brak pracy czy postępów.
Dzisiaj trochę Was ponudzę długimi wywodami, ale chciałabym pokazać dlaczego będę pracować z takim, a nie innym podejściem, więc wybaczcie... :)
Zacznę może od tego, że Mila (PRT) i Saba(ON) to nie moje pierwsze psy. Oczywiście od małego miałam z nimi kontakt- dziadkowie mieszkali na wsi i mieli psa, ale jak się można domyślać w latach 90' pies na wsi to pies na łańcuchu. Później przez długi czas dziadkowie psa nie mieli, ale ostatecznie zgodzili się, abyśmy wzięli jakiegoś ze schroniska i będzie nasz, ale zamieszka z nimi bo u nich będzie miał się gdzie wybiegać (wiem, wiem, sam ogród do szczęścia psu nie wystarcza, ale 8-letnie dziecko o tym nie myśli, a rodzice nieinteresujący się psami twierdzą, że to i tak lepsze rozwiązanie niż pies w mieszkaniu). I tak właśnie pojawił się Cygan.
Prawie każdy weekend i wolne dni spędzałyśmy u dziadków, aby byś jak najczęściej u psa (poza tym wiadomo- wolność, świeże powietrze itd. idealne miejsce dla dzieciaków). Później pojawił się jeszcze ONek- Morus, pies ciotki (córka dziadków).
Po około trzech latach namawiania rodziców na psa w domu zgodzili się! Cygan przyjechał do nas. Oczywiście po swawolach i wolności na wsi, braku odpowiedniej socjalizacji i tresury był ciężkim psem, ale był mój na codzień.
I to tutaj właśnie zaczyna się cała moja przygoda...
Agresja do psów (samców) i niektórych ludzi, brak posłuszeństwa na spacerach, o puszczeniu ze smyczy mowy nie ma. Najpopularniejsze książki tamtego okresu to oczywiście Fisher "Okiem psa", oraz J.Fennell pisząca o zaopmnianym języku psów. A więc teoria dominacji- niestety lub stety wprowadzenie tych wszystkich zasad w życie w moim domu, gdzie psem zajmowałam się tylko ja, ewentualnie na pojedyncze spacery wyprowadzany był przez rodziców/ siostrę, nie wchodziło w grę, bo po tygodniu nikt by ich nie stosował. Codziennością było karcenie psa za 'złe uczynki' choć już wtedy wiedziałam, że czego nie widziałam tego nie potępiać. Po jakimś czasie ze względu na agresję i ciągnięcie na smyczy zaczęłam również stosować kolczatkę na spacerach.
Oczywiście wszystko to w niczym nie pomogło, pies był ciągle agresywny i nieposłuszny, a nawet zdawało się, że te zachowania się pogłębiają. I wtedy właśnie znalazłam numer do pewnej Pani mieszkającej na tym samym osiedlu ogłaszającej się skromnie, że pomaga właścicielom psów z problemami- a więc biegnę "Mamo, mamo, zobacz! Proszęęęę...!" (tutaj zapewne zastanawiacie się dlaczego wcześniej nie zgłosiliśmy się do specjalisty. No więc już tłumaczę... Ciężko jest zmienić nastawienie innych do czegoś, o uważają za niepotrzebne i że jakoś to będzie, a wiadomo nastolatka takiej gotówki nie ma). Tutaj szkolenie miało formę spotkań indywidualnych, nie trzeba było wykupywać całego kursu z góry, więc umówiłyśmy się, że pójdziemy na jedno takie spotkanie i Pani oceni co z tego będzie.
Tego dnia pierwszy raz miałam styczność z raczkującym wtedy u nas szkoleniem pozytywnym. I szczerze mówiąc nie wierzyłam w to, że to się może udać... Bo przecież jak pies, który nie słucha kogoś traktującego go twardo, ma nagle zmienić swoje zachowanie dla osoby która nigdy go nie skarci, pozwalającą mu spać w swoim łóżku! No nie będę tu wszystkiego wymieniać, bo nie o to chodzi, każdy kto się interesuje szkoleniem zna różnice, a to tylko przykłady.
Dostaliśmy więc wytyczne, teraz wiem, że były takie, aby bardziej już nie zaszkodzić, a być może pozwolą na sukcesy psa nawet przy osobie, która nie zna się na tym wszystkim.
Bardzo powoli wszystko zaczęło się zmieniać. Koło niektórych psów mogliśmy już przejść w niedużej odległości (choć niektóre do końca pozostały wrogiem nie do zniesienia, ale wiem, że to brak mojej wiedzy jak temu zaradzić). Skończyło się 'namolne' ciągnięcie do wszelkich zapachów, psów i innych ciekawych rzeczy. Pies zaczął się trochę skupiać, słuchał co mówię, sam zaczął się uczyć co oznacza "wracaj" kiedy obchodzi latarnię z drugiej strony, co znaczy "idziemy dalej" gdy jest bardzo zainteresowany zapachem itp. Nawet przekroczyłam barierę wcześniej nie do przeskoczenia i Cygan biegał luzem! (choć co prawda gdy na horyzoncie pojawiał się pies natychiast kończyliśmy te swawolę, ale to bez znaczenia. Jak na brak wiedzy uważam, że te małe sukcesy były ogromnymi krokami w to jaki teraz mam kontakt z psami).
Cygana niestety już nie ma z nami, za to są dwa inne psy.
Mila pewne podstawwe zasady już zna, ma jednak problem z socjalizacją z innymi psami- nigdy nad tym nie pracowałam, mieszkam teraz na wsi (tam gdzie spędzałam z Cyganem tyle czasu :) ) i nasze spacery w zasadzie ograniczały się do zabierania psów na polne ścieżki gdzie razem się wybiegały. Ostatnio zaczęłam pracować nad socjalnością mojego psa wraz z Panią, która już wcześniej mi pomogła. Niestety bardzo ogranicza mnie czas oraz miejsce w którym mieszkam, stąd właśnie potzrebuję więcej mobilizacji- gdy znajdzie się czas trzeba jeszcze mieć siłę i chęci pojechać gdzieś dalej.
Kolejnym problemem jest wysoka reaktywność suczki, nad którą również zaczynam pracować.
Saba przeszła kurs szkolenia podstawowego, gdzie wbijano mojej siostrze zasady dominacji i zastosowano kolczatkę. Niestety, to co powie trener to święte i rodzina robiła wszystko. A ja zastanawiałam się tylko dlaczego kiedy kilka lat temu mówiłam to samo, to nikt z nich nie słuchał, a teraz, kiedy dostępne są inne, łagodniejsze, choć bardziej czasochłonne metody, oni chcą próbować tamtego. Wprowadzenie wszystkich tych zasad nic nie dało, a pies stawał się tylko coraz mniej zmotywowany i nie skupiony i choć test końcowy zaliczyła i to najlepiej w grupie sama trenerka uznała, że pies nie chce współpracować i dlatego na wyższe posłuszeństwo się nie nadaje. Saba również jest niezsocjalizowana, atakuje każdego psa. Nie chcę tu nikomu nic wytykać, ale jest to wina braku cierpliwości i kontynuacji socjalizacji, które były podjęte.
Chciłabym podkreślić, że pracę z Sabą dopiero zaczynam, a Mila była szkolona przeze mnie cały czas. Moimi celami jest u Saby póki co wypracowanie skupienia na mnie, oraz lepsze zmotywowanie jej do współpracy.
Z Milą będę głównie pracować nad socjalizacją w sesjach z instruktorką, oraz wspomagać to metodą BAT na codzień, a także wyciszanie w życiu w domu oraz na spacerach.
Oczywiście to, co tu napisałam, to bardzo wielki skrót, ale nie chciałam się bardziej rozpisywać. Myślę, że w kolejnych wpisach będę dokładniej opisywać to nad czym pracujemy, jak pracujemy i czy przynosi to efekty.
Chciałabym też podkreślić, że nie krytykuję osób prowadzących swoje psy w inny sposób (o ile oczywiście nie jest to brak opieki, znęcanie się nad psem itp), każdy ma prawo do swojego zdania, a moje jest takie, że szkolenie pozytywne, choć bardzo żmudne, jest najbardziej efektywne!
Zaznaczam również, że nie mam wszechwiedzy na jego temat i zdażają mi się wpadki- nikt nie jest idealny.
Podobne zasady stosuję w pracy z końmi (jestem instruktorką jeździectwa), a najważniejsze z nich to cierpliwość, nie zmuszanie zwierzęcia do czegoś, czego się boi lub nie chce zrobić z innych powodów (nie mówię tu o lenistwie :) ), dążenie do celu małymi krokami i wytrwałość w tym wszystkim.
Myślę, że na dziś wystarczy. Pozdrawiam wszystkich, którzy dotrwali do końca moich wywodów! :)