Problemy. Nie lubimy gdy są, ale tak naprawdę to my sami je stwarzamy. Wiąże się to z niewiedzy. Nie wiemy jak się zachować w danej chwili, jak postępować w stosunku do drugiej osoby, jak odbierają nas inni. Żeby to było takie proste...
Co dalej robić? Przecież nie można zmuszać nikogo do niczego. Czekać? Ale jak długo? Liczyć na pomyślność losu? Ale to przecież będzie ubezwłasnowolnienie. Nie mieć wpływu na nic? Wszystko jest okrutne, okrutna jest niemoc. Duże oczekiwania. Być może za duże. Powodujące rozkojarzenie. I to co najgorsze. Ten strach, strach przed rozczarowaniem, strach przed sobą, przed własnym ego. I kolejne pytanie...