Lily była jak ciepłe rękawiczki, gorąca czekolada i śniegowe anioły, które unosiły się nad ziemią i tańczyły w powietrzu. Mówiła, że uwielbia zimę, a ja zastanawiałem się, czy jest jakaś pora roku, której nie uwielbia. Musiałem się bardzo postarać, by uwierzyć w szczerość tego entuzjazmu. Moje wewnętrzne palenisko służyło dotąd składaniu ofiar, nie ogrzewaniu duszy. Nie rozumiałem, jak Lily może być nieustannie szczęśliwa. Ale poczułem taką miłość, że postanowiłem jej nie kwestionować i w niej żyć.