Zdjęcie od Denisa. Mam nadzieję, że się nie obrazi, za to, iż znalazlo się ono tutaj.
Dzień brudnego naleśnika. Do godziny 12 wylegiwałam się w łóżku i obejrzałam aż dwa filmy w całości, pod rząd. Aż dwa! Przez ostatni rok chyba nie było takiego dnia. A nie, był, jak Ewa przyjechała.
W południe przyszedł listonosz i... przyniósł mi list z Egiptu. Tzn. ze Strzegomia, ale z rzeczami z egiptu. I taka cudna barnsoletka! Nie będę zdejmować w ogóle. Nigdy. Cieszyłam się jak dziecko.
Potem zakupy i takie tam. Już nic szczególnego w sumie.
A ty słoneczko, na którym roku studiów jesteś? Ja nie wyglądam tak staro.
Ciężko jest odkryć to, że wcale się nie jest kimś wyjątkowym. Tylko zwykłym. Takim szarym. I dziwnie się człowiek z tym czuje. Głupie to.
Muszę znaleźć jakiś wakacyjny zapach. Każda pora roku pachnie inaczej. A to lato, te wakacje... nie pachną, w ogóle. A przecież muszą!
Przychodzi coś jak sen, coś co realność zatrze...Umieram w myśli, słowie, umieram w całym sobie, umieram w piekle, gniewie. Umieram bardzo cicho. Umieram, coś mnie pali, jakies... wewnętrzne licho.