były urodziny? były. dobrze się bawiłam? dobrze.

czegóż więcej mi trzeba? nie powiem. wiem ale nie powiem. nie chce o tym mówić, ani pisać, ani cokolwiek. za dużo gadania, za dużo refleksji życiowych itp. po co marnować czas na jakieś tam moje zachcianki. dosyć poważne zachcianki. przeżyje

a więc dzisiaj jest ten dzień. tych prawdziwych urodzin. a ja siedzę w domu przeziębiona. doprawiłam się na tych nie oficjalnych urodzinach. miło spędziłam tą sobotę i niedzielę. przynajmniej nie spędziłam jej sama. tylko z najbliższymi. było trochę rozczarowań, parę zaskoczeń i szczypta stypy. życie. Rychu jako jedyny dotrzymał słowa i pił aż do zgona. dosłownie. i tu zaskoczenie pierwsze: Rychu wsiadł na rower i pojechał. interesujące zjawisko. nie wiem jak to się dzieje że ludzie w takim stanie, mogą jeszcze wsiąść na rower i pojechać na chate. szaleństwo. no ale nic. trochę szybko się nie którzy zmyli. ale to nic bo część też została. potem swoją obecnością zaszczycił nas Ariel. jeszcze dostaliśmy zaproszenie na impreze "mrówkową". poszłabym tam do nich, jakby dali jakąś zniżkę czy coś.

no a potem wieczór spędzilam bardzo miło nocując u "koleżanki" xD

droga "koleżanko" dziękuje za śniadanie, pyszną kawe z bitą śmietaną i makłowicza. ;]

się działo. mam nadzieję że za rok bedzie jeszcze lepiej.

ahh no i chciałam powiadomić że nic ani nikt nie da rady pobić Estry i jej prezentu urodzinowego. a więc dostałam kawałek kiełbasy na kiju ze szczyptą piachu i wstążeczką. dziękuje Estra, z całego serca. uwierz. ;P ahh i jeszcze sedes od Miśki. nie mam pojęcia skąd ona go wytrzasnęła. ale spoko. Tobie Misiu też dziękuje. ;]