Spotkałam człowieka
o bladym spojrzeniu
Zakrytego mgłą letniego powiewu
Spadły krople deszczu
w krwawiącej dłoni
człowiek ten ukrywał strzępy swojej duszy
Upadł na kolana
trzymając się za głowę
W szlaeństwie
kazał pomóc sobie
Z obojętnością stanęłam nad nim
i milcząc
napawałam się jego niedostatkiem
Jasny dzień
w noc się zamienił
Zatrzymując czas -
oślepił
Na ustach smak słodki
Z kielicha się sączy
ciepły, lepki płyn
wypływający z jego dłoni
Ciało marmurem się stało
Otrzymało to o co błagało
Nastał poranek
...
Spotkałam człowieka z duszą na ramieniu
podarowałam jemu ból
zostałam moredrcą
A wszystko dla tej
ukrytej w moich oczach
Kiedyś umrę
w Jej białych ramionach
..