To ja. Jednego dnia rozkładam się w łóżku, najchętniej przesypiając całą dobę, z nagromadzonymi sprawami od miesiąca i bałaganem od tygodnia, marząca żeby ten dzień się skończył, a następny nie zaczął.
Następnego dnia ogarniająca wszystko w kilka godzin, szykująca się do kina z ludźmi, których ledwo znam, ale vibe'ujaca z nimi jak z najlepszą paczką kumpli.
Kocham kurwa te wahania. Dobrze, że w pracy mam 12h zmiany i gdy w niej jestem to nie czuję żadnej z własnych zmian. Gorzej jak mam wolne i z każdym porankiem występuje niezależne ode mnie losowanie jak w lotto. Muszę wziąć więcej zmian w pracy, tylko w systemie samozaorania funkcjonuje nienagannie.