"Kid, you're just wasting your time, do something useful! Don't want to be like me. I waste my life, so don't make the same mistake like I made..."
Nie wiem, co ja właściwie robię?
Czy nie powinnam tego zakończyć?
Przecież nie chcę, żeby ktokolwiek traktował mnie jak śmiecia,
czy olewał...
Ja chcę tylko mieć kogoś, kto mi pomoże.
Chcę tylko tej cholernej miłości.
Chcę szczęścia.
Cudzego.
Szkoda tylko, że nikt nie chce go dla mnie...
Nigdy nie będę jak Cobain.
Nigdy nie uzależnię się od narkotyków.
Nigdy nie będę rozpieszczonym gnojkiem.
Nigdy nie będę musiała być podrzucana każdemu członkowi rodziny z osobna.
Nigdy nie założę zespołu.
Nigdy nie będę sławna.
Nigdy nie ożenię się (w tym wypadku wyjdę za mąż) za żmiję, która i tak kiedyś mnie zabije.
Nigdy nie będę miała dziecka z tą żmiją.
Nigdy nie będzie o mnie głośno w radiu.
Nigdy żaden mój utwór (którego zresztą nigdy nie nagram) nie stanie się hitem.
Nigdy nie umrę przez strzał w głowę ze strzelby.
A ludzie nigdy nie pomyślą, że popełniłam samobójstwo.
Ale jednak mamy coś wspólnego.
Patrzę na niego i myślę "człowieku, jestem do ciebie podobna,
a ty sobie gdzieś tam latasz w obłokach i nawet nie powiesz mi,
gdzie robię błąd, przecież też go popełniłeś,
więc mógłbyś mnie przed nim ostrzec".
Mam tak samo źle w głowie jak i on.
Ale nic z tego.