Dzień dobry, trzy buziaki w policzek i siadaj maleńka. Podwójną wódkę z colą, spodobało mi się życie alkoholika. Siedzimy, rozmawiamy, pijemy coraz więcej. On opowiada mi o "nas", jakby coś takiego istniało. Jacy "my"? Jestem tylko ja, a on, on po prostu stawia wódkę w knajpie, czasem zaprosi do kina, ale żeby coś więcej? To, że po pijaku kilka razy zerżnął mnie na swojej kanapie jeszcze nie oznacza istnienia jakiś "nas". Nie mam zamiaru wpakować się w związek, ślub, pieluchy i co tam jeszcze. Jestem własnością samej siebie, ale wolę mu tego nie uświadamiać, więc przytakuje tylko głową. Trochę mi w niej szumi. Lubie być pijana, wtedy wszystko jest weselsze, kolorowe i nie ma tej dziwnej, nieprzyjemnej szarej rzeczywistości. Wychodzimy dopiero po północy, gdy ledwo zatrzymam się na nogach. Podarły mi się rajstopy, cholera. Ale i tak jest wspaniale. Idziemy do niego. A co mi szkodzi, zaczął wyglądać pociągająco. Zapalam papierosa. Dym dostaje się do moich płuc i tak sobie je wypełnia, jestem trochę jak balon. Białe myszki spacerują po gzymsie, a może to gołębie? Wchodzimy na 2 piętro do niego do mieszkania. Zawsze tutaj pachnie kadzidełkami. Nie wiem jak on utrzymuje tak nieskazitelny porządek. Mówi do mnie, cholera nie umiem już odróżniać słów, wszystko zlało się w jedną całość. Poproszę odrobinę whisky z colą

Uczę się być zimną i wredną suką.