Zakopane to zdecydowanie wyjątkowe miejsce :) Nie mogłam tego powiedzieć kilkanascie lat temu, kiedy byłam smarkaczem i przebycie 3 kilometrów stawało się dla mnie męczarnią.
Latem zeszłego roku nie jechałam do Zakopanego z wielkim entuzjazmem. Gdy wjeżdaliśmy do miasteczka było już całkowicie ciemno i zarysy gór były praktycznie niewidoczne.
Gdy wstaliśmy rano i wyszliśmy na zewnątrz pensjonatu (zatrzymaliśmy się w samym centrum), zdecydowanie poczułam się dobrze w tym miejscu i wiedziałam, że będziemy tu co jakiś czas przyjeżdżać.
To uczucie pogłębiło się, gdy o własnych siłach dostaliśmy się z centrum miasta na szczyt Giewontu. Naprawdę było warto :) NIe wiedziałam, że wspinanie się jest tak przyjemne i daje taką satysfakcję. Fakt, że Giewont do najwyższych szczytów nie należy, ale dla takiego chuderlaka, który nie ma zbyt wiele wspólnego z podejmowaniem wysiłku fizycznego to było naprawdę wyzwanie :] W sumie tego dnia zrobiliśmy 20 kilometrów na górę i z powrotem.
To co mnie uderzyło podczas gdy wspinalismy się na szczyt, to to, że każdy, kogo spotyka się na szlaku wita się z każdym. Kiedy ktoś się potknie lub osłabnie po drodze, ten, kto znajdzie się w pobliżu wyraża chęć pomocy lub przynajmniej pyta, czy wszystko ok. Tak jakby fakt, że nie ma tu tłumów, dawał ludziom do myślenia i jakby nagle zaczynali rozumieć, że w razie czego powinno się wspierać drugiego człowieka, nawet jeśli się nie znamy.
Nigdy nie widziałam, żeby ludzie w mieście byli tak serdeczni i uprzejmi, żeby sugerowali pomoc, pytali kogokolwiek, czy wszystko ok. Każdy po porstu gdzieś się spieszy i idzie dalej.
Tutaj ludzie zahcowywali się zupełnie odwrotnie.
Poznaliśmy w drodze trzy osoby. Dziś pamiętam imiona dwojga z nich. Ale cieszę się, że ich spotkaliśmy na Giewoncie, a potem, tak po prostu umówiliśmy się na spotkanie w mieście. W sumie ciągle mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy;)
W tym roku planujemy wybrać się na Kasprowy, a kiedy to nam się uda, mam nadzieję, że nadejdzie czas na Rysy :] Dotąd udało nam się wejść na Czarny Staw nad Morskim Okiem i pokręcić się u ich podnóża.
Jeśli chodzi o Morskie Oko, to zastanawia się, co ludzie widzą w tym miejscu. Można to zobaczyć, owszem , jeśli ktoś chce zaliczyć, "bo wszyscy tam chodzą" no i jest to punkt bliski innym ciekawym i wartym obejrzenia obszarom, ale to, co dzieje się po drodze, to po prostu tragedia i jeśli ktoś był tam raz, to drugi raz - nie polecam.
Ludzi jest okropnie dużo, tłum na ulicy, któa ciągnie się praktycznie przez całą drogę. Ulica w górach. cudownie.
Zamęczone konie - po dwa do ciągnięcia kilkunastu osób. Osób, które, nie oszukujmy się, nie stają najpierw na wadze, żeby zobaczyć, czy nie przewyższają rozmiarem i tuszą jakichś czterech przeciętnych osób. Tak więc koń ciągnie też takich "grubasków", którzy po prostu nie mają siły się wspinać czy isc o własnych siłach. Matki z ziecmi. Bezczelni ludzie, którzy po porstu zapłacą 50 zł za jeden przejaz, bo im się nie chce i bo im się należy.
Ale założę się, że nikt nie pomyślał jak się z tym zuje koń.
Ponadto matki z dziećmi własnie.Nic do nich nie mam, ale zastanawiam się nad jednym.
Kiedy zrobiliśmy z mężem przystanek, ażeby coś przegryźć (szliśmy praktycznie bez przerwy już przeszło 9km), mąż zgonił mnie z kamienia stojącego przy ulicy, bo nie mógł się skoncentrować na jedzeniu z powodu leżącej za moimi plecami WIELKIEJ LUDZKIEJ KUPY, ze skrawkiem papieru na wierzchu. Takiego czegoś jeszcze nigdy nie widziałam.
Zastanawiam się w jaki sposób ktoś tę kupę walnął na samej ulicy, na której są po prostu tłumy, trzeba uważać, by na kogoś nie wpaść. Nie mam pojecia!
Więc albo zrobił to dorosły, pijany lub nafurany człowiek, albo jakaś mama przypomniała sobie, że jej dziecko może nie dotrwać do najbliższej toalety... :/
Swoją drogą, to przy takich masach ludzi, które przewijają się przez drogę na Morskie, wszelkie miejsca z szaletai lub kibelkami ohydnie śmierdzą. Pod samym Morskim smród przy schronisku jest nie do zniesienia. Nie chce mi sie wierzyć, że ktoś tam kupuje jedzenie i zjada je w oparach tego odoru :]
No ale co kto lubi.
Morskie Oko - nie, dzięki.
Właśnie w Zakopanem jest to przeszkoda - masy ludzi. Naprawdę dużo dużo, dużo.
Ale i tak tam wrócę. I tym razem wiem, że lepiej się spakujemy:) Naprawdę sztormiaków nie trzeba zabierac ze sobą, bo można je kupić w sumie wszędzie a już na pewno w górach;)